Przyzwyczailiśmy się już do kolorowych pasków z literami na sprzętach AGD – pralka z klasą „A” to urządzenie oszczędne, a lodówka z oceną „E” potrafi odstraszyć bardziej niż głośny agregat. Teraz podobne etykiety mają trafić na nasze smartfony i tablety. Dlaczego?
Chodzi o świadomość i oszczędność – zarówno energii, jak i pieniędzy. Nowe przepisy Unii Europejskiej mają pomóc nam lepiej ocenić, które urządzenia są naprawdę trwałe, energooszczędne i łatwe w naprawie. To nie tylko ukłon w stronę ekologii, ale też sposób na ograniczenie elektrośmieci i tzw. planowanego postarzania produktów.
Dzięki etykietom łatwiej będzie porównać różne modele telefonów, nie tylko pod kątem ich mocy obliczeniowej czy ceny, ale też tego, ile energii zużywają, jak długo wytrzyma bateria i jak trudna będzie ewentualna naprawa. To ważna zmiana – bo dziś wiele z tych informacji jest dla nas całkowicie niewidocznych przy zakupie.
Co dokładnie znajdziemy na nowych etykietach?
Nie będzie to tylko kolorowy pasek z literką – etykiety dla smartfonów i tabletów będą bardziej szczegółowe niż te, które znamy z pralek czy lodówek. Zamiast jednego parametru, zobaczymy całą gamę informacji, które realnie wpływają na komfort użytkowania i długość życia urządzenia.
Przede wszystkim pojawi się ocena efektywności energetycznej w skali od A do G – bez plusów, minusów i niepotrzebnego zamieszania. Im bliżej litery „A”, tym niższe zużycie energii przy codziennym korzystaniu.
Na tym jednak nie koniec. Na etykiecie znajdziemy również:
- Informację o trwałości baterii – ile pełnych cykli ładowania zniesie, zanim zauważymy spadek wydajności (np. 800 czy 1000 cykli).
- Ocenę odporności na wodę i upadki, bazującą na standardach testowych.
- Dane o dostępności części zamiennych – m.in. jak długo po zakupie producent zobowiązuje się udostępniać elementy potrzebne do naprawy, przy czym UE od razu ustaliła ten okres na minimum 7 lat od zakończenia sprzedaży danego modelu.
- Czas trwania wsparcia aktualizacjami zabezpieczeń – tu Unia stawia poprzeczkę wysoko, bo mowa nawet o 5 latach obowiązkowych aktualizacji.
- Klasa naprawialności w skali od A do E. Im bliżej A tym łatwiejsza a co za tym tańsza powinna być naprawa urządzenia.
To wszystko razem daje kompletny obraz nie tylko tego, jak smartfon działa dziś, ale i jak będzie działał za kilka lat. A właśnie to coraz częściej interesuje nas – użytkowników.
Nowe etykiety na smartfonach pozwolą łatwo ocenić kluczowe parametry. Grafika: Komisja Europejska
Co oznaczają te dane dla nas, użytkowników?
Na pierwszy rzut oka nowe etykiety mogą wyglądać jak techniczna ciekawostka. Ale jeśli przyjrzymy się im bliżej, zyskujemy konkretne narzędzie do podejmowania lepszych decyzji zakupowych.
Dzięki jasno podanym informacjom możemy wreszcie porównać urządzenia nie tylko na podstawie marketingowych haseł, ale twardych danych. Zamiast zastanawiać się, co oznacza „wydajna bateria” według producenta, zobaczymy konkretną liczbę cykli ładowania. Zamiast wierzyć na słowo w „wytrzymałość konstrukcji”, sprawdzimy ocenę odporności na upadki czy zachlapania.
Największa zmiana? Świadomy wybór nie tylko pod kątem mocy, ale też trwałości. Może się okazać, że smartfon z nieco słabszym procesorem, ale oceną „B” w zużyciu energii i „A” w dostępności części zamiennych, będzie bardziej opłacalny w dłuższej perspektywie niż model o super specyfikacji, ale z oceną „E” i niskim wsparciem.
Co więcej – etykieta to również ostrzeżenie przed zakupem sprzętu, który szybko może stać się problemem. Jeśli wiemy, że nie będzie do niego części, a aktualizacje skończą się po dwóch latach, łatwiej będzie powiedzieć: „dziękujemy, następnym razem”.
Jakie korzyści zyskają producenci?
Choć na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby Unia Europejska dokręcała śrubę producentom, w rzeczywistości etykiety energetyczne mogą stać się dla nich świetną okazją do wyróżnienia się na rynku.
Jeśli dana marka oferuje smartfon, który zużywa mniej energii, ma solidną baterię i da się go naprawić nawet po kilku latach, to taka etykieta działa jak darmowa reklama jakości. Konsumenci, którzy do tej pory musieli ufać recenzjom lub własnej intuicji, teraz będą mieli pod ręką czytelny, oficjalny dokument potwierdzający trwałość sprzętu.
To również impuls do zmian technologicznych. Producenci, którzy do tej pory skupiali się na cienkości obudowy kosztem wytrzymałości czy skracali wsparcie aktualizacjami, będą musieli pomyśleć długofalowo. Dłuższe wsparcie, lepsza konstrukcja, łatwiejszy dostęp do części – to nie tylko wymogi, ale i nowy sposób budowania zaufania do marki.
Nie zapominajmy też, że lepsza etykieta = lepszy PR. A to w dzisiejszych czasach znaczy więcej niż kolejny megapiksel w aparacie.
Od kiedy etykiety będą obowiązkowe i jakie urządzenia obejmą?
Przepisy UE regulujące temat weszły w życie 20 czerwca 2025, a więc już obowiązują. W praktyce oznacza to, że wszystkie nowe smartfony i tablety (modele bez fizycznej klawiatury) w sklepach będą musiały mieć taką etykietę – niezależnie od tego, czy będą kosztować 800 zł czy 8000 zł. Producenci nie będą mogli jej pominąć, a dane zawarte na etykiecie będą musiały być zgodne z wynikami niezależnych testów.
Na tym etapie rozporządzenie nie obejmuje jeszcze laptopów, smartwatchy czy innych kategorii elektroniki, choć wiele wskazuje na to, że to tylko kwestia czasu. Unia testuje grunt i – jeśli projekt okaże się skuteczny – z pewnością pójdzie dalej.
Warto też pamiętać, że etykiety obejmą wyłącznie nowe urządzenia – nie będzie obowiązku ich retroaktywnego stosowania na starszych modelach czy tych, które są już w obrocie.
A co z aktualizacjami? Koniec z „planowanym starzeniem”?
Jednym z najważniejszych punktów nowych regulacji jest to, czego nie widać gołym okiem, ale odczuwamy to boleśnie po kilku latach – czyli aktualizacje oprogramowania. Ile razy kupowaliśmy telefon, który po dwóch latach „tracił kontakt z bazą”, bo przestał dostawać aktualizacje systemu lub zabezpieczeń?
Nowe etykiety wymuszą na producentach udzielanie wsparcia przez minimum 5 lat – w tym regularne aktualizacje zabezpieczeń oraz dostępność poprawek krytycznych. To oznacza, że nasz smartfon nie tylko będzie dłużej bezpieczny, ale też mniej podatny na błędy czy awarie wynikające z przestarzałego systemu.
To również cios w zjawisko tzw. planowanego starzenia, które przez lata było niepisaną zasadą rynku mobilnego. Jeśli urządzenie ma zapewnione aktualizacje i dostępność części zamiennych przez kilka lat, trudniej będzie uzasadnić konieczność wymiany go co 24 miesiące. Co ważne – informacja o długości wsparcia znajdzie się wprost na etykiecie, bez konieczności przeszukiwania regulaminów i stron producentów. A to oznacza większą przejrzystość i realny wpływ na decyzje zakupowe.
Podsumowanie
Etykiety energetyczne na smartfonach i tabletach to coś więcej niż nowy gadżet na pudełku. To narzędzie, które pozwoli nam – użytkownikom – wybierać mądrzej, oszczędniej i bardziej świadomie. Zamiast zgadywać, która bateria wytrzyma dłużej, czy telefon będzie wspierany za trzy lata albo czy warto go naprawiać – dostaniemy konkretne odpowiedzi czarno na białym.
Dla producentów to z kolei sygnał: czas przestać projektować urządzenia, które starzeją się szybciej niż paragon w kieszeni. Liczyć się będzie nie tylko moc obliczeniowa, ale też efektywność, trwałość i transparentność. Nowe przepisy nie rozwiążą wszystkich problemów rynku mobilnego, ale mogą stać się początkiem pozytywnej zmiany – jednej z tych, które zaczynają się niepozornie, ale przynoszą realne efekty. A to już coś więcej niż kosmetyka.
Tomasz Sławiński
KOMENTARZE (0) SKOMENTUJ ZOBACZ WSZYSTKIE